poniedziałek, 19 listopada 2007

BEZ POZEGNANIA

Zakład psychiatryczny, oddział zamknięty dla uzależnionych, sala numer 309.
-Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał doktor Szudarek, specjalista od uzależnień.
-Bez szału…- odpowiedziała z małym entuzjazmem w głosie Róża.
Ta 18 letnia dziewczyna przebywa na tym oddziale od miesiąca. Do tej pory nie było z nią żadnego kontaktu. Dopiero od kilku dni zaczęła rozmawiać z lekarzem.
-Ładna dzisiaj pogoda, może wyjdziemy na spacer? – zapytał doktor.
Dziewczyna twierdząco skinęła głową i wyszli. Początkowo panowała cisza, którą niespodziewanie przerwała Róża.
-Ja go naprawdę kochałam…
Lekarz nie powiedział ani słowa, tylko spojrzał ze zdumieniem na dziewczynę.
-To wszystko zaczęło się w wakacje, gdy zdałam do trzeciej klasy liceum. Razem ze znajomymi poszłam na imprezę. Wtedy poznałam Krzysztofa. To była taka trochę miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystko mi się w nim podobało i wydawał mi się taki w ogóle idealny, taki bez wad. Pamiętam jak ciepło na mnie spojrzał, kiedy nas sobie przedstawiano. Już następnego dnia umówiliśmy się na spotkanie. Byłam taka trochę niemrawa po tej imprezie pewnie też nie najpiękniej wyglądałam, nawet rozbawiło mnie trochę, jak powiedział, że ładnie wyglądam. Nie mogłam ładnie wyglądać z podkrążonymi i zaczerwionymi oczami. Mało się wtedy znaliśmy, ale gadka się nam kleiła. To były jego najdłuższe wakacje, od października zaczynał studia. Dostał się na filozofię, w sumie to tak nawet do niego pasowało. Jak coś opowiadał to wkładał w to całe swoje serce i w związku z tym jego historii chciało się słuchać.
W tym momencie Róża zamilkła. Spuściła głowę a po policzkach popłynęły jej łzy. Lekarz chciał ją przytulić, ale pomyślał, że lepiej zrobi nie dotykając jej. Róża zaczęła mówić dalej.
-Widywaliśmy się codziennie. On w październiku zaczął studia. Był bardzo szczęśliwy. Każdego dnia po zajęciach przychodził do mnie, opowiadał co robili ze znajomymi. Wszystko zaczęło się od imprezy integracyjnej jego roku. Zabrał mnie na nią. Pamiętam, że strasznie się wtedy denerwowałam, bo chciałam, żeby jego znajomi mnie polubili. Spotkanie było w jakimś studenckim klubie. Później jego koledzy zapytali czy wyjdziemy z nimi na zewnątrz. Krzyś złapał mnie za rękę i wyszliśmy. On już chyba wiedział po co tam idziemy. Wtedy jeden z nich wyciągnął blanta. Spanikowałam lekko, ale nie chciałam wyjść na kretynkę, więc kiedy kolejka doszła do mnie wzięłam hita. Spodobało mi się to. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to największe bagno, które tak zrujnuje mi życie. Od tego momentu coraz częściej spotykaliśmy się na takich właśnie imprezach.
Tu znowu przerwała. Wiedziała jednak, że musi dokończyć tę historię. Nie chciała już dłużej tłumić tego w sobie.
-To wszystko było super dopóki były pieniądze. Rodzice zorientowali się, że coś jest nie tak i przestali dawać mi kasę, której potrzebowałam coraz więcej. Bo amfa jest droga a i ona przestała nam już wystarczać. Zaczęliśmy sięgać po coraz gorsze narkotyki. Wtedy zaczęło mi gorzej iść w szkole, zawaliłam matematykę i powiedziałam rodzicom, że potrzebuję korepetycji. W tym momencie pojawił się Marek. Miał mi pomóc z matmą. Na początku tak właśnie było, ale później to on płacił mi a nie ja jemu. Oczywiście Krzyś nic nie wiedział. Zastanawiał się tylko, skąd mam kasę, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że puszczam się ze starym facetem, który ma żonę i dwoje dzieci. Na pewno by tego nie zrozumiał. Za każdym razem wymyślałam nowe historyjki. Tak zaczęłam go okłamywać. Na początku było trudno, bo nie chciałam go oszukiwać, chciałam być lojalna wobec niego, ale wiedziałam, że to pomoże nam obojgu. Wtedy nie wyobrażałam sobie życia na trzeźwo. Każdego dnia musieliśmy przyćpać. Było nam jedno co, byle tylko oderwać się od rzeczywistości. Takie moje podwójne życie trwało jakieś pół roku. Później straciłam nad tym kontrolę. Przestało mi się to wszystko podobać, ale wiedziałam, że jak skończę z Markiem to nie będzie kasy a Krzysia za bardzo kocham, żeby od niego odejść. Któregoś dnia na „korepetycjach” przyłapała nas jego żona. Nie było za fajnie. Szybko uciekłam. Później to on przyjeżdżał do mnie. Kiedy się zaczęłam wykręcać ze spotkań z Markiem, zmuszał mnie do bycia z nim na siłę, często mnie nawet bił. Kochałam tylko Krzysia i nie chciałam go dłużej oszukiwać. Wiedziałam, że Marek dostał ostatnią szansę od swojej żony. Postanowiłam zadzwonić do niej i powiedzieć, że Marek mnie nadal prześladuje. Miałam nadzieję, że to coś zmieni. Ale było odwrotnie. Marek zaczął nachodzić mnie w domu. Nie wiedziałam jak się z tego wykręcić. Żona wyrzuciła go z domu, więc było mu już wszystko jedno. Któregoś razu gdy był u mnie Marek, przyszedł Krzyś i został nas razem. Nie było nawet co tłumaczyć. To co zobaczył pozwoliło mu wszystko zrozumieć.
Róża przestała mówić, jej twarz zalana była łzami. Doktor Szudarek podał jej chusteczkę i poprosił aby kontynuowała dalej. To były jego jedyne słowa, jakie wypowiedział, przez cały czas opowieści Róży. Był strasznie przejęty tą historią. Jako psychiatra pracował od 15 lat, słyszał wiele różnych historii, ale ta tak bardzo go poruszyła, że chciał pomóc tej biednej dziewczynie. Róża milczał. Dopiero, kiedy ochłonęła i się uspokoiła zaczęła kontynuować.
-Dwa dni później zadzwoniła do mnie siostra Krzysztofa – Katarzyna. Powiedziała, że zostawił dla mnie list. Bałam się tego listu. Po naszym ostatnim spotkaniu Krzyś wyszedł zdenerwowany i nie odezwał się do mnie przez te dni ani słowem. Poszłam po ten list. Jego siostra powiedziała, że Krzysia nie ma od wczoraj w domu, była bardzo zdenerwowana. Zaczęłam czytać. Krzyś napisał, że byłam dla niego całym światem i dla mnie chciał być lepszy, skończyć z nałogiem i zacząć nowe życie. Ale widział jaka jestem szczęśliwa, więc chciał trwać ze mną w tym szczęściu. „Chciałem oglądać Ciebie do końca moich dni a teraz jeśli chcesz zobaczyć mnie przyjdź na most”. Od razu wiedziałam o który most chodzi. To tam byliśmy na pierwszej randce, a później często tamtędy spacerowaliśmy, to był taki „nasz most”. To co tam zobaczyłam odmieniło moje życie. Wtedy zrozumiałam, że siedzę w tym wszystkim i nie potrafię normalnie żyć. Ale teraz nie mogę już normalnie żyć, bo niby jak, kiedy Krzysia już tutaj nie ma. Przy moście stała policja i karetka. Odcięli sznurek i zapakowali moje życie do czarnego worka. Bolało mnie to, że nie zdążyłam mu wszystkiego wytłumaczyć, ani przeprosić za moje błędy. Sięgnęłam szybko po telefon, zadzwoniła do jednego z „kolegów” Krzysia. Poprosiłam tylko o najlepszy towar jaki ma. Po 15 minutach trzymałam go w ręku. Chciałam zapomnieć o wszystkim, skończyć z samą sobą. Resztę historii to chyba pan zna lepiej panie doktorze. Kiedy się obudziłam byłam już w białym pokoju 309. Żałuję, że w ogóle żyję…
Doktor był zszokowany tą opowieścią, nawet nie mógł nic powiedzieć.
-Razem z Krzysiem umarło całe moje życie. Bo to co mi z niego zostało, nie można nazwać życiem.
Na tym zakończyli tę rozmowę. Doktor odprowadził Różę do pokoju. Kiedy miał zamykać drzwi odwrócił się i dodał:
-Róża Twój Krzysztof tak naprawdę nie odszedł, bo zostawił ci coś, co zawsze będzie ci o nim przypominało. Urodzisz dziecko, więc masz dla kogo żyć i dla kogo być lepszą osobą.
Róża była bardzo zaskoczona tą informacją, ale na jej twarzy pojawił się pierwszy od śmierci ukochanego uśmiech.
-A więc teraz mam dla kogo żyć…

piątek, 16 listopada 2007



























































***bez tytulu

Bylo cieplo. promienie slonca grzaly jak nigdy.Nikt nie przypusczal ze w tym dniu moglo sie cos stac.A jednak te dni mialy cos w sobie pieknego i milego. A w tym sloneczna milosc. Rankiem.... szybko uporal sie ze sprzataniem. Na godz 16 byl juz gotowy do wyjscia. Umowil sie z... Chodzil z nia ponad rok.Nie mogl bez niej zyc... Byl umowiony kolo kawiarni.Gdy przyszla powital ja serdecnym pocalunkiem.... zaproponowala mu spacer. Zgodzil sie. Spacerowali po parku rozmawiali, zartowali. Byli soba tak zajeci ze nie zauwazyli jak robi sie ciemno- Nie wiem jak Ci to powiedziec,ale ja Cie kocham. - Ja tez Cie kocham - powiedzial i przytulił sie do niej. - Kocham Cie moja najdrozsza. Jestes tylko moja nikogo wiecej. To bylo piekne. Spotykali sie czesto.
***
Zaczela go unikac. On udawal , ze to nieprawda. Kochal ja i to go oslepilo. Wiedzial ze juz ma innego. Byla wtedy taka jak jakiej nie chcial znac. Ktoregos dnia spotkali sie na ulicy. - Czesc- powiedziala. Odpowiedzial jej, ale glos jego drzal. Zrozumiala ze on wie o wszystkim.Bala sie jakby zrobila cos zlego. - Nie jestem taki jak o mnie myslisz. Kocham Cie i chce abys byla szczesliwa ale Ty tego nie chcesz.Niszczysz siebie i swoich przyjaciol, bo wierzysz tylko w siebie- mowil drzacym glosem.Nie rozumiala jego slow. Chciala cos powiedziec ale z jego oczu plynely lzy. I tak sie rozstali...
***
Kiedys byl wiecznie wesoly dlatego nazywali go chlopakiem radosci,a teraz to chlopak smutku.... - Co Ci jest? Nie chcial powiedziec. - I tak mi nie pomozecie. Jestem w krainie smutku i tam pozostame... Po raz pierwszy widzielismy jego lzy. Kiedy wracalismy z zabawy....zaprosil nas do siebie. Polozyl sie na tapczanie i zaczal mowic o roznych sprawach. nagle chwycil sie za kark i zaczal jeczec. Szybko zawiadomilismy pogotowie. Lekarz stwierdzil atak serca z wyczerpania.bedzie zyl jeszcze jeden dzien.Siedzielismy przy nim caly czas. odzyskal przytomnosc. Pierwsze slowo wypowiedziane przez....to prosil abym zostal tylko ja.Gdy wszyscy wyszli dlugo rozmawial o niej. - Dzis odejde z tego świata... bede mial 18 lat...Nie mógł mówic. Wymawial tylko końcówki Nie wiem czy z bolu czy dlatego ze musiał odejść - ale raczej z obu przyczyn. - Pozdrow go ode mnie. Nie zapomnij powiedziec ze zycie jest piekne i nikt go nie przelamie nawet moje lzy.Powiedzial jeszcze dwa zdania. - Nie goncie go za to,gdy bedzie mu źle pomozcie mu. Prosze was.Do pokoju weszli wszyscy...mowil dalej. - Mam 18 lat i trudno mi odejsc tak daleko. Czy tak musi byc? Jego lzy laly sie na poduszke.- Przelamalem wiele przeszkod,ale teraz jest ostatnia i najtrudniejsza. Odchodze od was juz na zawsze nie zobaczmy sie juz nigdy ale pamietajcie ze kiedys bylem pelny radosci,a teraz jej nie mam. gdy bede mial 20 lat powiedz jej niech polozy na moj grob bialy gozdzik i nie mowcie o niczym wiecej. Czuje ze mnie cos ciagnie. Mamo kochana komu zrobilam krzywde?tato kochany czy ja musze od was odejsc? Ja chce zyc razem z wami. Nie chce umierac. Trzymal kurczowo moja reke. Plakal z bolu. Nagle puscil mnie i rzekl : - Niestety ale zapomnijcie o mnie. Nie martwcie sie kochani. Zycie sie wam ulozy. Zycze wam szczescia kochani,szkoda,że nie moge sie pozegnac z... Ona jest teraz daleko ale to dobrze teraz napewno pocalowala swojego chlopaka tak jak mnie przed paroma miesiacami.Zegnaj.... Zegnajcie kochani i ja zawsze bede o was pamietal. Zegnaj O..... - nie skonczyl Umarl o 24. W tym dniu skonczyl 18 lat. Przyjechlem do domu w drodze spotkalem ...Byla wesola jak zawsze. - Co jest? Wygladasz jakbys calą noc nie spal- spytala.- Dokad idziesz? - Do kolegi.- Co robilaś o 24? Bylas z chlopakiem i calowalas go o tej porze? Byla zdziwiona.- Skad o tym wiesz?Ja dziwilem sie ...skad o tym wiedzial.- Ach masz pozdrowienia od...- A dawno go nie widzialam podrow go.- Za pozno moglas to zrobic wczesniej,mniej by cierpial. - A co sie stalo zachorowal? - Ach zeby tylko cieszylbym sie razem z Toba. Ale niestety zachorowal a Ty go zabilas. Powoli wylamywalas mu rece nogi i w koncu zostalo tylko serce. Lecz Ty jestes zbyt skapa. Zabralas mu wszystko. Zniszczylas i zostaly tylko wspomnienia . Widzialem jak nie chcial odejsc...Chcial zyc. Wiesz jaki byl ten chlopak tak go nienawidzilas. - Powiedz co sie stalo? Chyba nie chcesz powiedziec ze.... umarl.- Tak .... umarl. Jedyna prosba do Ciebie to masz mu polozyc bialy gozdzik gdy bedzie mial 20 lat.Pierwszy raz zobaczylem w jej oczach lzy. Plakala jak dziecko ale zebrala sie szybko i pojechala do ..... Wpadla do mieszkania i ujrzalala zwloki chlopaka w czarnyn slubnym garniturze.Teraz byl usmiechniety. Uklekla kolo niego i pocalowala go.Teraz kiedy nie zyl pokochala go bardziej ale bylo za pozno...- Kocham Cie - krzyknela kilka razy.- Slyszysz? Kocham Cie!!!Bylo cicho. Usta jej drzaly. Plakala cichym glosem. - Nie placz.Wstan... Nie zyje. Zapomnij o nim. On Cie nie slyszy...- Nie ja pojde za nim. Wziela noz i przebila sobie serce. Upadla kolo zwlok chlopaka. Wokolo nich rozlala sie krew. Teraz laczyla ich prawdziwa milosc.
***
Gdy ukonczyl 20 lat polozylismy mu bialy gozdzik ktory miala mu polozyc...

niedziela, 4 listopada 2007

Zostawiajcie komentarze bo inaczej nie bedzie histori bo nie bede miala dl kogo ich pisac. Mam taka jedna ktorej jeszcze nikt nie widział do została ona napisana prze zemnie,moja sis i nasza kolezanka:) co najmniej 20komentarzy z gory dzieki:) buziaczki:*

ARTUR

Artura poznałam na koloniach. Zaprzyjaźniliśmy się od samego początku kolonii. Zwierzaliśmy się sobie ze swoich problemów, było cudownie. Czasem zastanawialiśmy się, co będzie, gdy kolonie się skończą... Wszyscy mówili o nas, że jesteśmy parą, każdy się mylił. Byliśmy jedynie dobrymi przyjaciółmi. Całe dnie spędzaliśmy razem, wszędzie chodziliśmy obok siebie, nie moglibyśmy się rozstać nawet na chwilę, bo od razu odczuwaliśmy jakąś pustkę w naszych sercach. Dni mijały, kolonie dobiegały końca... Nadszedł dzień, w którym była ,,pożegnalna'' dyskoteka. Nie chcieliśmy na nią iść, uprosiliśmy wychowawcę, by pozwolił nam zostać w Ośrodku. Gdy byliśmy już w pokoju, zauważyliśmy w swoich oczach łzy... ,,Rzuciłam'' się w ramiona Artura łkając:-Nie chcę się z tobą rozstawać, nie chcę! - krzyczałam.-Anita, ja też nie chcę, nie chcę cię zostawić. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Nie chciałem ci tego mówić, ale muszę, bo wiem, że gdybym ci tego teraz nie powiedział, do końca życia żałowałbym swego postępowania. Mam bardzo mało czasu... - Artur spojrzał na mnie smutno. Ostatnie zdanie przeraziło mnie...-Artur, co ty mówisz? - czułam, że nic dobrego...-Usiądź - mój przyjaciel zaczął chodzić po pokoju. Usiadłam i czekałam, co powie.-Pewnie zauważyłaś, że przez ostatnie kilka dni byłem niespokojny? - spytał.-Tak. Zauważyłam, że byłeś taki, taki... ,,inny''... Ciągle byłeś smutny i zamyślony, w twych oczach widziałam strach. Myślałam, że to przez wyjazd, ale czuję, że nie tylko. O co chodzi? Powiedz - poprosiłam.-Na początku bałem ci się do tego przyznać, bo myślałem, że mną będziesz gardzić, tak jak cała reszta...-Jaka ,,reszta''? - spytałam.-Jeszcze nie rozumiesz?-Nie...-Jestem narkomanem...
***
Co mogłam zrobić? Rozpłakałam się. Mój przyjaciel przytulił mnie do siebie. Spytałam: -Jak to było? Jak to się zaczęło, od czego? Mówiłeś, że w twoim domu układa się ,,jako tako''?_Mówiłem ci, że moi rodzice, moje życie było doskonałe. Wcale tak nie było. Ojciec pił, a zarazem bił mamę. Siostra uciekła z domu, ja poznałem kolegę narkomana... I tak się zaczęło - Artur spojrzał mi w oczy i powiedział:-Wybaczysz mi? Proszę!-Jak mógłbyś w to wątpić? To, że ,,bierzesz'' to nie twoja wina, to jest choroba. Artur chcę ci pomóc...-Anita dziękuję. Dziękuję, że jesteś przy mnie...
***
Nastpnego dnia jechaliśmy do domu. Siedziałam z Arturem w autokarze, obiecując sobie nawzajem, że będziemy do siebie pisać. Ciągle miałam łzy w oczach. Artur ocierał mi je chusteczką, obiecując, że nie będzie sięgał po ,,prochy'', że zrobi to dla mnie, bo wie, że ma dla kogo żyć. Żegnając się ze sobą, płakaliśmy jak małe ,,bobasy'', choć mieliśmy ,,dość dużo wiosen'' na ,,koncie''. Artur miał 16 lat, ja niecałe 13. Wszyscy się z nas śmiali, ale nas to nie obchodziło, to była nasza najważniejsza chwila w życiu. Przełomowa chwila, chwila wejścia w dorosłość. Artur ze smutkiem spojrzał na zegarek oznajmiając, że musi już iść. Ja też musiałam. - Muszę już iść... Obiecuję, że będę próbował...-Nie musisz obiecywać, ja to wiem - w tym momencie nasze twarze zbliżyły się do siebie... To był mój pierwszy pocałunke. Pocałunek od osoby, którą kocham i która mnie kocha. Gdy wsiadłam do samochodu rodziców, spostrzegłam, że koło Artura nie ma nikogo, kto by na niego czekał, nawet nie było mamy... Kiedyś czytałam, że jedyną ,,osobą'', która na nas czeka z wyciągniętymi ramionami, jest śmierć... Po dwóch dniach od przyjazdu do domu, dostałam list od Artura. Pisał, że zaczął brać, że nie może się od tego uwolnić, że nie ma siły. Czytając ten list, płakałam, czułam , że jestem bezsilna, że nie mogę, nie potrafię mu pomóc. Odpisałam, prosząc, by przestał, by zrobił to z myślą o mnie. Przez następne tygodnie byłam pod ciągłym strachem. Artur nie dawał ,,znaku'' życia. Bałam się, muślałam o najgorszym. Gdy minął miesiąc zaczęłam dzwonić do jego kolegów - ,,ćpunów''. Bałam się co mi odpowiedzą, ale musiałam wiedzieć... Chyba dopiero za siódmym razem, gdy spytałam o Artura, chłopak nie odłożył słuchawki. Poprzedni właśnie tak robili. Chłopak wiedział kim jestem, bo spytał:-To ty jesteś Anita?-Tak. Co się dzieje z Arturem! - krzyczałam ze łzami w oczach.-Nie krzycz! To nie rozmowa na telefon.-Mów! - byłam wściekła.-Jak chcesz. Artur przedawkował. ,,Przekopyrtnął'' się.-Co to znaczy - nie rozumiałam, a raczej nie chciałam rozumieć.-Umarł! Rozumiesz? Umarł. - powoli odłożyłam słuchawkę. Nie wiem co się dalej ze mną działo. Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedzielu rodzice.-Anita, wiemy... Widzieliśmy kalendarzyk z numerem do tego chłopaka. Zadzwoniliśmy do niego i powiedział nam co się stało. Jak to było... Kazał cię przeprosić - powiedziała mama ze smutkiem.-Chcę umrzeć!!! - zaczęłam histeryzować.-Nie mów tak! Zabraniam ci. Musisz żyć - powiedział tata ,,miękko''.-Nie mam dla kogo żyć. Osoba, którą kocham, a raczej kochałam odeszła z mego życia... Nawet nie byłam na jego pogrzebie - rozpłakałam się. Mama wzięła mnie w ramiona ,,ukajając'' mój ból.-Jak to było? - spytałam.-Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał tata. Kiwnęłam głową, że tak. Tata zaczął mówić:-Jego ojciec tak pobił jego matkę, że ta znalazła się w szpitalu. Po kilku dniach zmarła. Ojca zamknęłi, a on... On załamał się i... przedawkował - tata skończył, a ja na nowo zaczęłam płakać.-Mogłam mu pomóc! - krzyczałam.-Nie mogłaś. Już nic mu nie mogło pomóc.-A moja miłość? Czy ona się nie liczy? Co czuję, też się nie liczy? To co mam w sercu? Czy to coś znaczy?-Anita! To znaczy dużo. Ale musisz to zrozumieć. Chyba nie chcesz skończyć podobnie?-Chcę! Chcę do Artura. Po co mam żyć, go tu już nie ma! Po co? - pytałam.-Anita, on tu jest! On jest w twoim sercu, w twoich wspomnieniach, w twoich myślach... On jest, tam, w górze. Patrzy na ciebie i prosi cię, byś żyła. Byś uwierzyła w sibeie, byś nie popełniła tego samego błędu, co on. On pragnie byś zaczęła wszystko od początku. Zrób to dla niego. Zrobisz? - spytała mama.-Dla Artura zrobię wszystko...Przez kilka miesięcy nie potrafiłam dojść "do siebie". Co tydzień jeździłam na jego grób. Przez 3 godziny ,,rozmawiałam'' pry jego grobie z ,,duchem Artura''. Już nie potrafiłam płakać, nie miałam siły na wylewanie łez. Nie mogłam płakać, musiałam żyć. Żyć dla Artura...
***
Ten sen był najgorszym snem w moim życiu. Gdy obudziłam się, czułam łzy na policzkach. Nigdy tego nie zapomnę i wiem, że kiedyś może coś takiego się zdarzyć. I to niedaleko nas, może nawet w naszej rodzinie, u osób które kochamy. Dla mnie ten sen był przestrogą, a dla innych? Czuję się tak, jakby ten sen był rzeczywistością, a nie fikcją. Ten sen sprawił, iż dzień, w którym ,,brałam udział w tym śnie'' będzie dla mnie najsmutniejszym dniem w życiu. Zrozumiałam, co nas czeka, gdy zaczniemy brać narkotyki. A ci co biorą, jak się czują? Na pewno nie są szczęśliwi...
POSTARAM SIĘ ABY CO JAKIŚ CZAS POJAWIAŁY SIĘ NOWE HISTORIE:*

Ona i On:*

Ona - ciągle uśmiechnięta, roztrzepana, szalona. Miała pełno pomysłów na każdy dzień, na każdy wieczór. To zawsze ona rozruszała każdą imprezę, nawet tę najsłabszą i nudną. Miała wielu przyjaciół. Kochała ich z całego serca. Potrafiła nie spać całą noc, słuchając w słuchawce, jak jej najlepsza przyjaciółka opowiada o najcudowniejszej randce, jaką kiedykolwiek przeżyła. Szczupła blondynka, duże niebieskie oczy... czasami wyglądała jak anioł. Na ulicy każdy chłopak się za nią obejrzał. Uśmiechała się i szła dalej. Dla niej wygląd nie miał znaczenia. Pielęgnowała to, co w środku. A "tu" też była aniołem. Pomocna, uczynna. Okaz energii. Ona, Karolina.- On uwielbiał imprezy, dziewczyny, alkohol i szybką jazdę. Nauka szła mu ciężko, ale był chłopakiem bystrym i inteligentnym. Wianuszek dziewczyn otaczał go już pod koniec gimnazjum, a gdy poszedł do liceum, zmieniał dziewczyny jak skarpetki. W miesiącu miał kilka. Bawił się nimi. Każdy to mówił i wiedział. Jednak mimo to miał wielu przyjaciół, którzy nie pochwalali jego zachowania, ale wiedzieli, że to przecież jego życie. Trudno było mu się oprzeć. Wysoki, wysportowany, ciemny blondyn. Niebieskie oczy i słodki uśmiech przyciągały każdą dziewczynę. Kumple uwielbiali w nim to, że kochał dobrą zabawę i wiedzieli, że zawsze mogą do niego przyjść, gdy rzuciła ich laska. Był lojalny wobec przyjaciół. Nigdy nie odbił dziewczyny swojego kumpla. Nie potrafił. Nawet, gdy ona chciała, on odmawiał, krzycząc na nią, co sobie wyobraża, zdradzając jego przyjaciela. On, Mateusz.Jak się poznali? Mateusza wyrzucili z liceum, w którym obecnie się uczył. Przenieśli go do klasy, w której była Karolina. Dziewczyna pamięta ten dzień, gdy Mateusz wszedł do sali. Każda z jej koleżanek od razu poprawiła włosy i uśmiechnęła się najsłodziej, jak potrafiła. On z niewinnym uśmieszkiem usiadł za Karoliną. Już wiedział, którą dziewczynę "zaliczy" jako pierwszą. Zawsze miał swój plan. Podszedł do Karoliny na długiej przerwie. Poprawił koszulę i wyszczerzył lśniące zęby. Przedstawił się i pocałował ją w dłoń. Każda dziewczyna patrzyła na tą scenę z zazdrością w oczach. Rozmawiali o jego poprzedniej szkole, o tej. Był miły i czarujący. Potrafił urzec dziewczynę w 20 minutWeszli razem do klasy, usiedli razem w ławce. Tak było przez najbliższy tydzień, aż Mateusz poprosił Karolinę, aby się z nim umówiła. Nie zgodziła się. Odeszła, pozostawiając Mateusza otępiałego, wpatrującego się w jej postać odchodzącą powolnym krokiem. Nie poddał się. Jeszcze żadna dziewczyna mu nie odmówiła. Wiedział, że wreszcie dojdzie do ich randki. Nie mylił się. Krążył koło Karoliny 2 tygodnie, aż wreszcie dziewczyna zgodziła się spotkać.Spędzili bardzo miło czas. Poszli na soczek, później do parku. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Zarówno o ważnych sprawach, jak i o tych błahych. Czuli się przy sobie bardzo swobodnie. Odprowadził ją do domu, pocałował? Pragnął tego. Nie dlatego, żeby ją "zaliczyć", ale żeby po prostu dotknąć jej lśniących ust. Oddała pocałunek. Był krótki, ale na pewno na długo zapamiętany.Mateusz nie wiedział, co się dzieje. Spędzał z nią każdy dzień, każdą wolną chwilę. Czuł się przy niej tak błogo. Pragnął dotykać jej włosów, całować usta, czuć jej obecność i zapach. Pomyślał to pierwszy raz, gdy siedział z kumplami na piwie i ona weszła z koleżankami. Takie niespodziewane spotkanie, w ogóle się nie umawiali. Wtedy, patrząc na nią, jak tańczy i rusza biodrami, pomyślał: "O nie? To nie możliwe. To nie może być prawda. Ja ją naprawdę kocham... kocham". Pokochał ją. Pokochał jej słowa, oczy, czyny. Chciał być z nią na zawsze. Na zawsze...- Ty kochasz Karolinę? Kochasz Ją? - usłyszał od swojej najlepszej przyjaciółki, gdy powiedział, co tak naprawdę czuje. Marta - przyjaciółka od lat. Nigdy nie popatrzyła na niego, jak na obiekt westchnień, tak samo było z nim. Znali swoje słabości, swoje mocne strony, każdy grzech i każde marzenie. A teraz Marta nie dowierzała własnym uszom. Mateusz się zakochał! Casanova, jakich mało, kochał naprawdę.- Powiedz jej to - poradziła mu Marta.- O nie. Tego nie zrobię. Nie wiem, czy ona mnie... - podparł policzek ręką i dalej kartkował zeszyt od biologii. Marta usiadła obok i oparła się o jego ramię.- Mateusz, nie przejmuj się. Coś wymyślimy... Powiesz jej, nawet gdybyś nie był pewien jej uczuć, ważne, że będzie wiedzieć, że ją kochasz. A ja wiem, że to prawdziwa miłość, jeszcze nigdy nie powiedziałeś o żadnej dziewczynie, że ją kochasz.W pewnym momencie zadzwonił telefon. Mateusz sięgnął do kieszeni po komórkę i odczytał sms-a: Jestem w barze. Wpadnij. Muszę Ci coś powiedzieć. To ważne. Karolina".Pojawił się po 10 minutach. Pocałował ją delikatnie w policzek i usiadł naprzeciw niej.- Co się stało? - spytał naprawdę przejęty. Martwił się, że coś się stało. Karolina siedziała smutna i zamyślona, aż w pewnej chwili rozpłakała się, zaniosła się strasznym płaczem. Mateusz wyprowadził ją z baru. Poszli usiąść na ich ulubioną ławkę do pobliskiego parku. Przytulił ją. Ona wtuliła się w niego i zaczęła szlochać. Nie wiedział, co się dzieje, co ma zrobić. Mówił, aby się uspokoiła, żeby mu powiedziała, co się stało, a ona jeszcze bardziej płakała. W końcu usiadła i powiedziała to w tak normalny, prosty sposób, jakby czytała książkę:- Jestem chora. Wczoraj były ostatnie badania. Mam raka mózgu. Lekarze dają mi małe szanse na przeżycie. Chemioterapia? chemioterapia chyba nic nie da?Podniosła wzrok. Mateusz stał, patrzył się w jej cudownie niebieskie oczy i płakał. Pierwszy raz. Ona ciągnęła:- Tak bardzo się cieszę, że cię poznałam. Chociaż wiem, że jestem kolejną twoją zdobyczą... ale się cieszę. Jesteś takim wartościowym chłopakiem. Tak bardzo... tak bardzo cię pokochałam.Wtuliła się w niego. Przytulił ją tak bardzo mocno, jakby ostatni raz trzymał ją w ramionach. Stali tak chwilę. Odgarnął jej włosy i wyszeptał:- Skarbie, ja też cię kocham. Naprawdę cię kocham. Z całego mojego serca. Tylko ciebie. Zawsze ciebie. Musisz żyć. Musisz. Rozumiesz?- Jak to? Co? Kiedy? Ale... Tak. Przyjadę.Mateusz rzucił telefonem o ścianę. Osunął się na ziemię, przykrył twarz dłońmi i zaczął płakać. Jego mama weszła do kuchni. Ukucnęła przy nim, a on wyrzucił z siebie potok słów, łkając przy tym jak małe dziecko. Umarła. Mój skarb. Lekarze dali jej rok, minęły 3 miesiące. Umarła. A mnie przy niej nie było...Mama przytuliła go, chociaż wiedziała, że to i tak nie pomoże.- Mateusz? Możesz przeczytać ostatni list Karoliny?- zapytała go mama dziewczyny.- Tak. Przeczytam.Było tyle ludzi. Wszyscy płakali. Jej ciało było ułożone w białej trumnie. W niebieskiej sukience i w delikatnych loczkach wyglądała jak mały anioł. Była aniołem. Każdy był tego pewien. Mateusz stanął przy trumnie. Wyciągnął pogniecioną kartkę i zaczął czytać."Kochani!Jestem taka słaba. Wybaczcie, że Was opuszczam. Moje ciało, chociaż dusza... Dusza zawsze będzie z Wami.Mamo, tato, dziękuje Wam za ciągłą opiekę i cierpliwość, to dzięki Wam zobaczyłam po raz pierwszy słońce, to dzięki Wam jestem.Przyjaciele, kocham Was, wiecie, prawda? Ale chcę wam to teraz powiedzieć, przez Mateusza. Kocham Was. Zawsze będę Was kochać. To wy dawaliście mi te chwile szczęścia. Dziękuję.Mateusz, skarbie, tak ciężko mi pisać do Ciebie. Kocham Cię. Kocham Cię czystą miłością. Zawsze tak będzie. Pamiętaj. Będę Twoim Aniołem Stróżem. Zawsze będę przy Tobie. Gdy będzie Ci źle wznieść oczy ku górze, ja będę siedzieć na którejś z gwiazd. Naszych gwiazd. Będę na Ciebie tutaj czekać. A kiedyś znów zatańczymy razem...Mamo, niech list przeczyta Mateusz. Tylko on pewnie się teraz trzyma.Skarbie, pomagaj moim rodzicom. Oni potrzebują teraz mnie, ale Ty jesteś częścią mnie. Pamiętajcie wszyscy o tym...Dziękuję?Karolina?Zgniótł kartkę w dłoniach. Zaczął płakać...- Skarbie, spotkamy się. Obiecuję Ci najwspanialszy taniec... ?powiedział, dotykając policzka dziewczyny.Każdy podchodził do trumny, Mateusz odszedł na bok. Usiadł na ławce, wyjął kartkę, napisał coś?Strzał.- Mateusz!!! Nie?Marta zemdlała. Mateusz leżał w kałuży krwi. Z pistoletem w dłoni. Łukasz, jej brat, podniósł kartkę leżącą obok. Zaczął czytać, łkając."Wybaczcie. Wybaczycie, wiem. Poszedłem zatańczyć pierwszy i ostatni taniec w niebie z moim aniołem. Będę z Wami. Tak samo jak nasz skarb. Pochowajcie mnie obok Karolinki. Teraz... Proszę. Chcę być z nią, Wybaczcie. Mamo, tato, Łukasz, trzymaj się stary. Marto. Przepraszam rodziców Karolinki. Miałem pomóc... Opowiem Wam kiedyś we śnie, co u nas. Obiecuję. Kocham Was, ale mojego anioła bardziej...Mateusz?...